Najnowsze wpisy, strona 8


sty 20 2016 Bez tytułu
Komentarze: 0

 Kiedyś , już w sumie dawno temu w liceum na jednej z pierwszych lekcji rysunku profesorka tłumaczyła jak powinniśmy się zabrać do pracy, od czego zacząć i na co zwrócić uwagę. Kazała też czasem odejść od sztalugi i spojrzeć na całość z perspektywy bo wtedy wszystkie elementy na których skupiamy się podczas rysowania "sklejają się" w całość i szybko można wychwycić co nie gra . Okazuje się że ta zasada działa na wielu różnych płaszczyznach. Nie zawsze jest jednak łatwo nabrać oddechu i obiektywnie spojrzeć na sprawę, na siebie , na całość . No właśnie, jak to zrobić ? Czy można na samego siebie spojrzeć zupełnie obiektywnie? Czy człowiek w świecie swoim emocji, uprzedzeń, sentymentów i słabości potrafi jeszcze być obiektywy? Podobno o tym jakie będziemy mieli o kimś zdanie wystarczy kilka sekund. Czy kierując się ocenianiem książki po okładce jesteśmy w stanie zupełnie szczerze spojrzeć na swoje życie i udzielić sobie odpowiedzi na nurtujące pytania? Bo jeśli inni widza nas 20% lepiej niż my sami siebie to zawsze będziemy w stosunku do siebie trochę zbyt krytyczni. 

mrsjones : :
sty 19 2016 Bez tytułu
Komentarze: 2

Za każdym razem jak wychodzę z domu obsesyjnie zastanawiam sie jak wyglądam. Zastanawiam się co myśle sobie o mnie ludzie których mijam. Moja podświadomość podsuwa coraz to gorsze sugestie. Przez co często idę szybko, poważna, spieta i zestresowana . Chciałabym nie musieć zastanawiac się nad opinią innych i nie szukać potwierdzenia swoim atutów ani swojej kobiecości w ich oczach. Ostatnio natkęłam się na wywiad z jedną w Pań dośc odfitych kształtów. Mówiła o tym jaka czuje się szczęśliwa, ze dobrze czuje się ze swoim ciałem, że je akceptuje i sama ze sobą czuje się super komfortowo. Jednym słowem zadowolona z życia, seksowna kobieta , myśle sobie "brawo, nie jedna mogłaby się od Ciebie uczyć. Zbyt wiele niepewnych kobiet, nieszczęśliwych i niedoceniajacych siebie" i kiedy już tak siedziałam z usmiechem na ustach w duszy trochę zazdroszcząc bohaterce, chociaż tak naprawdę byłam pełna podziwu, zjechałam na dół strony i to co zobaczyłam przerazilo mnie . Fala hejtu, kąśliwe komentarze, które nie były w żadnym stopniu konstruktywną krytyką. Jad sączył sie z każdego słowa. Po co? tylko i wyłącznie żeby sprawić komuś przykrośc , zjechać i zgnoić . Czemu takie zachowanie staje się normą ? Czemu kobieta szczęśliwa i pewna siebie promuje otyłośc a nie zdrowe podejscie do siebie? lepiej obsesyjnie myśleć o swoim ciele? Lepiej się głodzić i ciągle widzieć siebie w krzywym zwierciadle? Nie potrafię pogodzić się z tym że tak traktuje się ludzi i wygłasza jakieś bzdurne i podłe teorie. Domyślam się że owa Pani o której był artykuł nie miała najmniejszej ochoty tego czytać i pewnie też tego nie uczyniła. A nawet gdyby pewnie nie za mocno by ją obeszło albo zareagowałaby śmiechem. Bo znajaąć swoją wartość nie bierze się do siebie takich kretynizmów. Ale obecne czasy kiedy w jednej gazecie masz artykuły o tym żeby kochać siebie a później dokładny jadłospis diety dzieki której w tydzieć schudniesz 5 kg, tak namieszały dziewczynom w głowach że nie wiedzą same czy kochać siebie czy żywić nienawiść do tej "grubej krowy" którą widza w lustrze. Ja zawsze byłam gruba, urodziłam się gruba i pomimo wielu drastycznych diet wielomiesięcznych kuracji nigdy nie udało mi się zejść do wymarzonej wagi a nawet jak trochę schudłam nie potrafiłam tego utrzymać . Czasami czuję do siebie nienawiść i brzydzę się tym co widzę w lustrze. Chciałabym to zmienić ale po latach różnych doświadczeń wiem że dopiero jak zaakceptuje się siebie można zacząć nad sobą pracować . A nawet jak już będę chuda jak patyk to i tak znajdą się ludzie którzy nie zostawią na mnie suchej nitki bo jestem za wysoka albo za niska, moze będę miała za duży nos albo zbyt szerokie albo za wąskie biodra, moze ubiorę się nie tak albo uczeszę . Dlatego tak bardzo chciałabym być jak ta kobieta z artyułu . Chciałabym na tyle kochać siebie żeby nie przejmować się tym ani trochę. Bo przecież nie ma ludzi idealnych .

mrsjones : :
sty 19 2016 Bez tytułu
Komentarze: 0

 Tak sobie czasami myślę , żeby rzucić to wszystko. Wyprowadzić się Bóg wie gdzie , zacząć jakąkolwiek pracę , z totalnie czystą kartą , bez przeszłości, bez uprzedzeń i oczekiwań. Skonfrontować rzeczywistość . Sprawdzić czy gdzieś było by mi lepiej? gorzej? A później zaczynam się zastanawiać . Czemu chcę zrezygnować z czegoś na co pracowałam tyle czasu? Czy potrafiłabym tak łatwo zapomnieć o całym swoim dotychczasowym życiu? Ale przede wszystkim czy byłabym w stanie to zrobić? Czy znalazłabym w sobie tyle odwagi? Skąd bierze się odwaga? Czy z wiary w siebie i własne siły? Czy też jest wprost proporcjonalna do zagrożenia ? Czy odważny jest ktoś kto walczy czy prawdziwą odwagą wykazuje się ktoś kto poświęca się dla dobra innych? Czy szczęście i odwaga idą w parze ? Czy porzucenie wszystkiego było by odważne czy raczej świadczyło o tchórzostwie? A jeśli o tchórzostwie to przed czym korci mnie żeby uciec ? Czy aż tak boję się dorosnąć i zacząć żyć tylko i wyłącznie na własną kartę ? Czy może jest to lęk przed niespełnieniem oczekiwań? Może boje się że inni zobaczą że nie potrafię ? Że to co próbuję , tak długo ukryć w końcu wyjdzie na jaw .

mrsjones : :
sty 18 2016 Bez tytułu
Komentarze: 0

 No i była kolejna słaba randka. A po randce sporo czasu żeby przeboleć, przemyśleć i zaakceptować. Przebolałam szybko, później zaczęłam myśleć. Bo przecież nie popada się w czarną rozpacz po jednym nie udanym spotkaniu . Ale bo całej serii nieudanych spotkań. Wracając do domu byłam zła na samą siebie . Czemu? Bo miałam duże oczekiwania w stosunku do tego spotkania , miałam nadzieję , że to będzie moja pierwsza udana randka, po której nie będę mogła doczekać się następnej, na której będzie rozmawiało się tak dobrze że stracimy poczucie czasu, ale przede wszystkim ze to będzie jedna z tych pierwszych randek po której nastąpi druga. Znów się rozczarowałam i tym razem byłam wściekła na siebie, że sobie sama tyle naobiecywałam. Jak przeszła mi złość włączyły się rozmyślania. 

A co jeśli przeznaczenie istnieje ? Co jeśli to przeznaczenie decyduje o tym czy i kiedy spotkamy swoją prawdziwą miłość ? Co jeśli to przeznaczenie nie zawsze ma wpisaną miłość w swoją treść ? Co jeśli nie każdy się zakocha z wzajemnością ? Co jeśli moim przeznaczeniem wcale nie jest zakochać się, założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie? Kiedyś zdarzyło mi się, że ktoś wróżył mi z dłoni , usłyszałam że odniosę w życiu sukces, moje życie zawodowe będzie kwitło, i będę bardzo zadowolona z poziomu życia jaki będę wiodła, ale mężczyzna którego spotkam skrzywdzi mnie i zostawi. Pomyślałam sobie że to dość okrutny żart . A później w dość dużych odstępach czasu , na różnych etapach swojego życia i od osób zupełnie nie znających się wzajemnie nawet nie wiedzących o swoim wzajemnym istnieniu usłyszałam tą samą wróżbę, słowo w słowo, jak zapisane na kartce słowa. To właśnie wypisane jest na mojej dłoni. Nie wierzyłam w tą wróżbę chociaż ucieszyły mnie sukcesy itp. Ale dziś patrząc na facetów jakich przyciągam do siebie myślę że niestety w tej nieszczęsnej wróżbie może być sporo prawdy. Dlatego postanowiłam przestać szukać miłości i wybrać ścieżkę kariery. Skoro wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to że ta miłość będzie moją odwzajemniona po co skazywać się na wieczne rozczarowania? To nie tak ze przestawałam wierzyć w miłość. Wierzę w nią , widzę ją na co dzień i cieszę się że moi bliscy ją odnajdują , cieszę się nawet kiedy zupełnie obcy mi ludzie ją odnajdują , nie ma piękniejszego widoku . Ale tak jak nie każdy może go zobaczyć , tak też nie każdy może go poczuć . Poddałam się? Ja bym wolała określenie - odpuściłam sobie. Ale oba pasują jak ulał. Nie czuje się przez to jakaś zgorzkniała, czy rozżalona , nie mam do nikogo pretensji, nie czuję zazdrości, pozbyłam się z mojej głowy dość dużej presji. Teraz kiedy nie śpieszy mi się do ślubu i do rodzenia dzieci mogę swoje życie poukładać na nowo. Zasłużyłam na to żeby być szczęśliwa, teraz muszę odnaleźć tylko tą radość i się jej trzymać . A może już ją znalazłam tylko nie doceniałam ....?

mrsjones : :
sty 14 2016 Bez tytułu
Komentarze: 0

Kiedy światła gasną ... nikt nie widzi ile ginu pijesz. A ja przy zgaszonych światłach wypiłam za dużo ginu sama. Mam masę problemów niektóre są tylko wytworem mojej wyobraźni, inne efektem niskiego poczucia własnej wartości a jeszcz inne zupełnie prawdzwe i totalnie przerażające jak egzorcyzmy Emili Rose . Ale to przecież niczego nie tłumaczy. Czemu piję sama drinki? Wiem jak kończyły się poprzednie spotkania . Raz był to chłopak który przez kilka lat łaził za mną i wykrzykiwał rózne rzeczy. Kolejnym razem chłopak który totalnie wstydził sie ze mnie znam. Znacznie później był facet któremu skradłam dziewiczą randke w wieku prawie 30 lat. Ostatni był narcyz zapatrzony w siebie i swoje perspektywy, który nie chciał totalnie nic wiedzieć o mnie. Ja wiem , ja wiem - przesadzam ale kiedy myślisz o facecie to ja tylko ze "sprzętem"  to jakoś nie bardzo marzy Ci się kolejna nieudana randka. 

mrsjones : :