No i była kolejna słaba randka. A po randce sporo czasu żeby przeboleć, przemyśleć i zaakceptować. Przebolałam szybko, później zaczęłam myśleć. Bo przecież nie popada się w czarną rozpacz po jednym nie udanym spotkaniu . Ale bo całej serii nieudanych spotkań. Wracając do domu byłam zła na samą siebie . Czemu? Bo miałam duże oczekiwania w stosunku do tego spotkania , miałam nadzieję , że to będzie moja pierwsza udana randka, po której nie będę mogła doczekać się następnej, na której będzie rozmawiało się tak dobrze że stracimy poczucie czasu, ale przede wszystkim ze to będzie jedna z tych pierwszych randek po której nastąpi druga. Znów się rozczarowałam i tym razem byłam wściekła na siebie, że sobie sama tyle naobiecywałam. Jak przeszła mi złość włączyły się rozmyślania.
A co jeśli przeznaczenie istnieje ? Co jeśli to przeznaczenie decyduje o tym czy i kiedy spotkamy swoją prawdziwą miłość ? Co jeśli to przeznaczenie nie zawsze ma wpisaną miłość w swoją treść ? Co jeśli nie każdy się zakocha z wzajemnością ? Co jeśli moim przeznaczeniem wcale nie jest zakochać się, założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie? Kiedyś zdarzyło mi się, że ktoś wróżył mi z dłoni , usłyszałam że odniosę w życiu sukces, moje życie zawodowe będzie kwitło, i będę bardzo zadowolona z poziomu życia jaki będę wiodła, ale mężczyzna którego spotkam skrzywdzi mnie i zostawi. Pomyślałam sobie że to dość okrutny żart . A później w dość dużych odstępach czasu , na różnych etapach swojego życia i od osób zupełnie nie znających się wzajemnie nawet nie wiedzących o swoim wzajemnym istnieniu usłyszałam tą samą wróżbę, słowo w słowo, jak zapisane na kartce słowa. To właśnie wypisane jest na mojej dłoni. Nie wierzyłam w tą wróżbę chociaż ucieszyły mnie sukcesy itp. Ale dziś patrząc na facetów jakich przyciągam do siebie myślę że niestety w tej nieszczęsnej wróżbie może być sporo prawdy. Dlatego postanowiłam przestać szukać miłości i wybrać ścieżkę kariery. Skoro wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to że ta miłość będzie moją odwzajemniona po co skazywać się na wieczne rozczarowania? To nie tak ze przestawałam wierzyć w miłość. Wierzę w nią , widzę ją na co dzień i cieszę się że moi bliscy ją odnajdują , cieszę się nawet kiedy zupełnie obcy mi ludzie ją odnajdują , nie ma piękniejszego widoku . Ale tak jak nie każdy może go zobaczyć , tak też nie każdy może go poczuć . Poddałam się? Ja bym wolała określenie - odpuściłam sobie. Ale oba pasują jak ulał. Nie czuje się przez to jakaś zgorzkniała, czy rozżalona , nie mam do nikogo pretensji, nie czuję zazdrości, pozbyłam się z mojej głowy dość dużej presji. Teraz kiedy nie śpieszy mi się do ślubu i do rodzenia dzieci mogę swoje życie poukładać na nowo. Zasłużyłam na to żeby być szczęśliwa, teraz muszę odnaleźć tylko tą radość i się jej trzymać . A może już ją znalazłam tylko nie doceniałam ....?